📅Koń trojański, ale w nowszym wydaniu? Pierwsza "pluskwa" została założona w Moskwie. Rosjanom udało się na siedem lat zamontować skuteczny podsłuch w Ambasadzie Stanów Zjednoczonych w czasie Zimnej Wojny. Moskiewscy kamraci najwyraźniej dobrze przestudiowali historię i wykorzystali dobrze wszystkim znany podstęp w stylu "konia trojańskiego". W 1946 roku Rosjanom udało się umieścić urządzenie podsłuchujące w gabinecie Williama A. Harrimana, ambasadora Stanów Zjednoczonych na terenie Związku Radzieckiego. Podstęp był tak skuteczny, że podsłuch wykryto dopiero po 7 latach. Jak zatem przemycono mikrofony do ambasady USA? W 1946 roku grupa pionierów sprezentowała ambasadorowi drewnianą replikę tzw. wielkiej pieczęci, czyli płaskorzeźby przedstawiającej bielika amerykańskiego, trzymającego trzynaście strzał, gałązkę oliwną o 13 liściach oraz z piersią zasłoniętą tarczą w kolorach amerykańskiej flagi. Urządzenie skonstruowano tak, żeby nie posiadało żadnych kabli, ani nie emitowało fal radiowych. Uruchamiało się dopiero, gdy zostało naświetlone za pomocą fal radiowych. Prezent tak bardzo przypadł ambasadorowi do gustu, że ten powiesił go w swoim gabinecie. Tak oto Rosjanie mieli "uszy" na terenie USA w swoim kraju. Podstęp odkryto przez przypadek, gdy amerykańska armia nasłuchująca rosyjskiej rozmowy radiowej usłyszała głos własnego ambasadora. Wtedy wszystko było już jasne... Ambasada została dokładnie sprawdzona, a podsłuch w rzeźbie odkryty.🕵